gdansk.repertuary.pl
Profile

Profile: leszczZbagien

Films comments:

Into the Wild leszczZbagien, 12. kwietnia 2008 godz. 15:17

cd...Mógłbym się ewentualnie zgodzić co do tego,że jest to, jak kolega napisał, płenta filmu, na pewno jednak nie pointa.Otóż, historia życia tego chłopaka, szczególnie jego dzieciństwo, pozwala dostrzec w jaki sposób tworzy on swój szczęśliwy świat, gdzie go szuka,dając nam od razu odpowiedź, dlaczego właśnie w SAMOTNOŚCI, obcując jedynie z przyrodą, w wolności od wszelkich norm i schematów społecznych, w które to normy wpisana była konstrukcja małżeńska jego rodziców z wszelkimi patologicznymi konsekwencjami, banalnymi skądinąd do bólu.Główny bohater zatacza w swoim poszukiwaniu koło, oczyszczając się po drodze z poczucia gniewu i nienawiści, które podświadomie napędzały go do ucieczki w samotność. Jeśli miałbym w tym filmie wskazać pointe, to byłby to moment rozstania z Ronem, który powiedział mu,że najpiękniejszą rzeczą w życiu, to umieć wybaczyć, pozbyć się nienawiści, gdyż wtedy tworzy się miejsce dla prawdziwej miłości. Reżyser doskonale przemycił tą kwestię, pozostawiając w domyśle widza, jaki wpływ wywrze ta prawda na głównym bohaterze w trakcie jego pobytu na Alasce, wracając do tego wątku tuż przed śmiercią Chrisa, który wyobrażał sobie powrót i pojednanie z rodzicami.Właśnie ten aspekt wydał mi się najbardziej esencjonalny w całym przekazie, jakkolwiek cały film, cała historia, pełna jest większych lub mniejszych point, na wiele sposobów trafia do odbiorcy, wystarczy tylko trochę wrażliwości i dystansu do własnych, niezwykle głębokich i niezachwianych przekonań, nie pozostawiających miejsca na banały pojękujące o tym,że szczęście trzeba dzielić z innymi. Gorąco polecam ten film, uważam,że każdy znajdzie w nim coś co oprócz ogromnego poruszenia w postaci atakującej z siłą wodospadu płenty, wzbudzi najzwyklejsze, ludzkie, absolutnie niedowartościowane, refleksje.

Into the Wild leszczZbagien, 12. kwietnia 2008 godz. 15:17

Pozwolę się odnieść do wypowiedzi Mr Mache, z którą absolutnie się nie zgadzam.Jest to film przedstawiający autentyczną historię, w związku z czym, reżyser (dzięki Bogu) skupił się na formie,która wg mnie jest doskonała, muzyka i zdjęcia budują niezależny klimat, uwrażliwiając widza na głębszy odbiór treści, którą to treść, oddając wierny przekaz wydarzeń, pozostawił niezmienioną. Co do szczegółów, z filmu absolutnie nie wynika, że Alexander zmarł na skutek zatrucia toksycznymi roślinami, ale rozumiem,że drobny zabieg inwersji czasowej, mógł koledze nieco utrudnić wyłapanie chronologii. Otóż, po zatruciu, doszedł do siebie i próbował opuścić miejsce pobytu, ale rzeka Tiklanika okazała się przeszkodą nie do sforsowania.W następstwie tego zdarzenia, nie radząc sobie ze zdobywaniem pożywienia w dziczy, zmarł z wycieńczenia.Dodam,że wg wielu opinii McCandless zmarł na skutek zatrucia grzybami, które mogły wyrosnąć na roślinach,którymi się odżywiał (nie ma to jednak żadnego znaczenia), gdyż ten chłopak nie był amerykańskim superbohaterem, tylko młodym, zbuntowanym idealistą, poszukującym prawdy o życiu. I tu dochodzimy do najbardziej porażającego wniosku kolegi piszącego pod nickiem Mr Mache, że pozwolę sobie zacytować:
"Płenta filmu też jest bardzo banalna, mianowicie że szczęście tylko wtedy jest pełne gdy można je z kimś dzielić. Bardzo prosty wniosek i jeśli Aleksandra dojście do tego wniosku kosztowało dwa lata tułaczki i stan agonalny (bo bohater dochodzi do tego wniosku tuż przed śmiercią) to już nie tylko źle świadczy o samym Aleksandrze ale i o reżyserze który takimi banałami atakuje z ekranu. " cdn...

Into the Wild *, 12. kwietnia 2008 godz. 15:16

*